Niedzielne spotkanie Wisły Kraków ze Śląskiem Wrocław był trzecim, ostatnim meczem wyjazdowym wrocławian na przestrzeni tygodnia. Bilans jest średni: 1W-1R-1P, w bramkach 3:7. Liczby idealnie określają formę Śląska nie tylko w 1 lidze, ale w całym 2025 roku.
W ubiegłą niedzielę, ów maraton rozpoczynali od starcia z Odrą Opole. Był on typowym wrocławskim spotkaniem – niestrzelony karny, stracona bramka w doliczonym czasie, a także czerwona kartka. Wrocławskie bingo? Odhaczone. Czerwona kartka słusznie się należała Przemysławowi Banaszakowi. Pozostałe zachowania na boisku to jedno wielkie nieporozumienie.
Derby spod znaku punktów, ale nie gry
Drugim starciem były kolejne małe derby z Chrobrym Głogów. Wynik był korzystny, ale gra? Wołała o pomstę do nieba. Jeśli nie znając historii drużyn zapytalibyśmy neutralnego kibica, kto jest stałym bywalcem na zapleczu ligi, a kto do niej spadł to większość wskazałaby na głogowian. Największy paradoks tego spotkania? Serafin Szota popełniający błąd za błędem kończy spotkanie z asystą. Jak tu nie kochać Betclic 1 Ligi? Jego podanie, które wydawało się w pierwsze tempo na nieudane wykorzystał Damian Warchoł. Komunikacja obrońców w tej konkretnej sytuacji nie stała na najwyższym poziomie.
Sporą wartością dodaną była osoba Miłosza Kozaka. Debiutował on w pierwszym składzie w tym spotkaniu. Był aktywny w pressingu, piłka tego dnia była po jego stronie o czym przekonał się Mateusz Bartolewski (ex-piłkarz Śląska, przyp. red.). Dał on się łatwo oszukać Kozakowi, który sprytnym zagraniem obsłużył Tommaso Guercio. Ten dograł dograł na głowę Damiana Warchoła, który skompletował tego dnia dublet.
Wynik 0:2 do przerwy z sąsiadem w tabeli? Brzmi jak dobry, sprytny plan na ten dzień. Piłkarze natomiast mieli zgoła inny plan, a raczej jego brak. W dalszym ciągu to Chrobry napierał, nękając raz po raz defensywę Śląska. Nie pomagały tego dnia nawet zmiany: Sokołowski nie sprawił, że było mniej chaosu, Sharabura jak biegał chaotycznie tak dalej biegał, Kurowski wpuszczony na skrzydło. Piotr Samiec-Talar kończący mecz na „9” – to idealnie opisuje stan formacji ofensywnej wrocławian. Rzucając okiem na statystyki nikt by się nie spodziewał, że liczby są tak bardzo rozbieżne z obrazem spotkania. Według nich Śląsk miał większe xG, bramkarz Chrobrego więcej interwencji. Tyle tylko, że to ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Esencją tego, jak bardzo Śląsk liczył i czekał na to zwycięstwo była żółta kartka dla Michała Szromnika za przedłużanie wznowienia.
🔚 #CHRŚLĄ 1:2
Warchoł z dubletem i 3 punkty dla @SlaskWroclawPl ✅📷 https://t.co/p4OsEv2ulK pic.twitter.com/ejiN8NxWOb
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) August 20, 2025
No i mamy – crème de la crème.
Mecz kolejki. Na stadionie przy ul. Reymonta 20 Wisła podejmowała Śląsk. Przed meczem z Białą Gwiazdą wśród kibiców panowały raczej dość stonowane emocje, gdzieniegdzie zakrawające o defetyzm. Czy mieli prawo mieć takie nastroje? Oczywiście! Wisła podchodziła to tego spotkania z kompletem zwycięstw, średnia bramek 4.2 na mecz, w tym rozbicie Znicza Pruszków na ich terenie 0:7. Spoglądając na dotychczasową grę w obronie Śląska to mówiąc kolokwialnie – lekko nie będzie.
Niespełna 16 minut potrzebował krakowski anioł, by zanotować na swoim koncie dublet. Co może cieszyć sympatyków Wisły to udział przy jego bramkach młodych Krzyżanowskiego oraz Dudy. Przy obu bramkarz spory „udział” miał Serafin Szota. Najpierw nie dobiegł na czas do Jakuba Krzyżanowskiego dając mu możliwość dogrania do Rodado. Przy drugiej bramce totalnie stracił z radaru Hiszpana, ten wbiegł za plecy Polaka, zwodem minął Szmronika i wpakował piłkę do bramki. Niestety trzeba tu podkreślić również „udział” Piotra Samca-Talara. W dość prosty sposób stracił piłkę, a reszta już jest historią. Przy 2:0 obraz pozostawał ten sam – Wisła napiera, a Śląsk ma problem, żeby dostać się pod bramkę Kamila Brody. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.
Zmiany w szeregach Śląska potrzebne na już!
Na drugą część spotkania w szatni wrocławian zostali Sharabura oraz Halimi, a w ich miejsce Ante Simundza puścił do boju Lukę Marjanaca wraz z Patrykiem Sokołowskim. Zmiany już w przerwie mogły pokazać, że tu jeszcze nie wszystko stracone i wiara w odwrócenie wyniku wciąż jest po stronie Śląska. Wiara ta nie trwała zbyt długo. W 47 minucie Julius Ertlthaler dograł z rzutu rożnego na głowę Wiktora Biedrzyckiego, a ten podwyższył rezultat na 3:0 i tu już raczej było po meczu. Czy i w tej sytuacji Szota nie upilnował Biedrzyckiego, który sprytnie wykonał obieg i pewnie dołożył głowę? Nie wiem, choć się domyślam. Pomimo, że wynik był już mocno niekorzystny, to Śląsk ruszył na bramkę Wisły. Okres pomiędzy 50 a 60 minutą to jedyne minuty, gdzie wrocławianie choć odrobinę mogli zagrozić. To by było na tyle.
W 63 minucie Angel Rodado ustrzelił hat-tricka wykorzystując znakomite długie podanie Juliana Lelievelda. Kolejny już raz kapitan Śląska przyglądał się z bliska co robił Hiszpan. Miał kilka ładnych metrów straty, a gdy już dobiegł do Rodado nie próbował nawet blokować tego strzału. Ale przy 5:0 to już ktoś inny nie dopilnował Jakuba Krzyżanowskiego, prawda? Niestety – kolejny błąd Szoty, który był mocno spóźniony. Ogólnie patrząc na przewagę fizyczną Wisły nad Śląskiem należy zadać sobie pytanie, czy nie zawalone zostały przygotowania przedsezonowe? Każdy w tym spotkaniu był o dobre tempo spóźniony.
🔚 #WISŚLĄ 5:0
Rodado masterclass 🎩😎 @WislaKrakowSA demoluje Śląsk 🔥📷 https://t.co/p4OsEv1Wwc pic.twitter.com/1Egaz01ZpT
— Betclic 1 Liga (@_1liga_) August 24, 2025
Obnażenie liczebności i jakości kadry Śląska
Tenże mini-maraton był również brutalną weryfikacją całego składu Śląska. Dwójka napastników na cały sezon? Wypadł Banaszak i już pojawiły się problemy ze zmiennikiem dla Warchoła. Tommaso Guercio? Dobry początek, notuje asysty, ale gołym okiem widać, że leci na oparach i jemu przydałby się odpoczynek. No właśnie – tylko kto by go miał zluzować? Jedynym, który od początku sezonu notuje stabilną, dostateczną dyspozycję jest Marc Llinares. Nie popełnia prostych błędów, gra wszystko od deski do deski, a przy tym daje dodatkowe opcje w rozegraniu często schodząc do środka zagęszczając ten sektor i tworząc tam przewagę.
Nikt tu nie ma zamiaru znęcać się nad Serafinem. To dobry zawodnik, dobry człowiek i przede wszystkim kapitan. Dla dobra siebie i zespołu przydałaby mu się krótka przerwa na dojście do formy i zastanowienie się nad sobą. Podkreślał w wywiadach, że w związku z wydarzeniami w klubie musiał korzystać z pomocy psychologa. Niestety początek sezonu pokazuje, że pomoc, z której korzystać musiał kapitan zespołu nie była przypadkowa. Nie jest on ostoją, na której opierać można defensywę w obecnej formie i kształcie. Ma on problemy z koncentracją, notorycznie gubi krycie, często fizycznie rywale go demolują.
Opaska w 1 lidze cięższa niż w Ekstraklasie?
Wiosną w Ekstraklasie, gdy wydawało się, że raczej wszystko jest już jasne ta presja była mniejsza niż obecnie w 1 lidze. Uratowanie Śląska przed spadkiem rozpatrywane było w kategorii cudu. Awans po roku do PKO Ekstraklasy? Czytając przedsezonowe zapowiedzi traktują to we Wrocławiu jak obowiązek. I chyba ta presja obowiązku jest nad wyraz ciążąca. Nie trzeba daleko szukać. Aleks Petkov dopóki był liderem na boisku wyglądał na bardzo pewnego, jednego z najlepszych w lidze środkowych obrońców. Gdy otrzymał opaskę od Jacka Magiery sytuacja zmieniła się nie do poznania. W żadnym stopniu nie przypominał starego Bułgara. To samo obserwujemy w przypadku Serafina Szoty. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli po nieudanej jesieni odbudował się zimą pod okiem Ante Simundzy, to i tym razem uda mu się pokonać wszystkie przeciwności. Najważniejsze wydaje się, że to co siedzi w głowie. Oby tam też zapanował spokój i poukładanie.

Czy to czas na zmiany w formacji obronnej? W normalnych okolicznościach przydałby mu się odpoczynek, ale kolejne pytanie: to kto za niego? Yehor Matsenko myślami jest raczej poza klubem niż w nim, Marko Dijaković nie ma najmocniejszego wejścia w zespół. Nie jest to zbyt optymistyczne w kontekście długiego, wymagającego sezonu w Betclic 1 Lidze. Większy spokój z pewnością można przypisać do Mariusza Malca, który nie wystrzega się błędów, ale z duetu Szota-Malec, to on jest w stabilniejszej formie.
Angel Rodado – w końcu ktoś przejął pałeczkę od Pawła Brożka
Nad Angelem Rodado można się rozpływać. Oglądanie go w akcji to czysta przyjemność. 10 bramek w 6 spotkań to rezultat wręcz wybitny. Nawet jeśli mówimy o zapleczu ekstraklasy. Zatrzymanie go w zespole to majstersztyk Jarosława Królewskiego. Jakub Krzyżanowski? Fajnie się chłopak rozwija, notuje liczby, jest pewnym punktem drużyny Mariusza Jopa. Czytając komentarze już pojawiają się głosy, że może to być remedium na bolączki reprezentacji Polski na pozycji lewego defensora. Ująć należy to identycznie jak niegdyś Zbigniew Boniek – spokojnie. Pozostaje życzyć by zdrowie dopisywało, rozwijał się krok po kroku, a na pewno wymarzone powołanie przyjdzie. Co innego jednak granie na Miłosza Kozaka, a co innego gra na Dumfriesa i Frimponga. Na dłuższą metę warto zapisać sobie jego nazwisko w notatniki i obserwować jego rozwój.
Bardzo fajnie rozwija się Krzyżanowski, do tego dobry mental, rozumienie gry i już spore umiejętności. Jedna z większych nadziei na obsadzenie pozycji, na której od lat mamy duże problemy. https://t.co/XHGI9hO3Jk
— Kuba Polkowski (@kubapolkowski) August 24, 2025
To spotkanie miało sporo analogii. Wynik? Rewanż za lanie w sezonie spadkowym. Wtedy 3 bramki strzelił Hiszpan Erik Exposito, tym razem Hiszpan Angel Rodado. Wtedy 5 bramek przyjął Serafin Szota, teraz niestety też. W obu tych spotkaniach bramki Śląska strzegł Michał Szromnik. Wtedy udało się zachować czyste konto. W niedzielne popołudnie nie było mu to dane. Krakowianie postawili mocny stempel na tym spotkaniu, dopisali na swoje konto ważne 3 punkty z bezpośrednim rywalem do awansu oraz jeszcze mocniej wyśrubowali swoją średnią bramek na mecz.

Dla Wisły Kraków optymizm. Dla Śląska Wrocław ciężka praca
Wielu sympatyków i obserwatorów już wieszczy Wiśle Kraków awans. Nie są to bezpodstawne opinie. Pamiętać bowiem należy jednak, że sezon trwa 34 kolejki + ewentualne baraże. Dobitnie przekonał się o tym ŁKS Łódź w sezonie 2020/2021. Po 7 kolejkach zajmował 1 miejsce z kompletem zwycięstw i bilansem bramkowym 20-4. Jak to się skończyło? Odpadli w barażach z Górnikiem Łęczna. Tak więc nie trzeba daleko szukać, by się przekonać, że pycha kroczy przed upadkiem. I jedyną obroną na to jest ciężka, wytężona praca.
A Śląsk? Pozostaje zarówno ciężko pracować, zakasać rękawy, iść do przodu jak i przede wszystkim uszczelnić defensywę. Tu nie ma miejsca na półśrodki. Od momentu objęcia przez Słoweńca drużyny tylko raz zachowali czyste konto. Mamy koniec sierpnia. Celem jest szybki powrót do PKO Ekstraklasy. Z taką grą, podejściem i dyspozycją będzie to piekielnie ciężkie.